Pogarszająca się susza w Kalifornii
Ogromna susza i zmiany klimatyczne dały się we znaki Kalifornii, której gubernator Gavin Newsom w lipcu wezwał do zmniejszenia zużycia wody o 15%. W zależności od regionów, reakcje na wezwanie były różne. Najbardziej pochwalić należy Sonome i Cloverdale, gdzie zużycie spadło o 50% i 37%. Niestety regiony wolne od wezwania takie jak Los Angeles, Orange i San Diego nie uległy zmianie, wręcz odwrotnie, zużycie było większe.
Aktywiści ekologiczni widzą problem w umowach podpisanych lata temu, których stroną są wykonawcy zarządzający wodą dla agrobiznesu i gruntów. Otrzymują oni wówczas ilość wody odpowiadającą utrzymaniu 1,8mln gospodarstw domowych na rok. W ten sposób przeciętni mieszkańcy i dzika zwierzyna cierpią z powodu suszy coraz bardziej, a starsi kontrahenci mają wodę do utrzymania np. pól golfowych.
W związku z całą sytuacją poziom wód gruntowych dramatycznie spada poniżej średnich historycznych, a setki studni zanika z braku surowca.
Winy można szukać również w rolnictwie. Oczywistym jest, że rolnicy szukają najbardziej rentownych dla nich roślin do uprawy, niestety często wybierają takie, które pochłaniają dwa razy większą ilość wody np. migdałów czy kawy, niż wcześniejsze uprawy.
Woda na czarnym rynku… Tak, w obecnych czasach doszło do kuriozalnych sytuacji, gdzie produktem handlowym na czarnym rynku stała się woda! Jest ona kradziona, a następnie sprzedawana najczęściej na nielegalne farmy marihuany.
Cierpią na tym ludzie, ale nie tylko. Kalifornia jest domem dla 131 gatunków rodzimych ryb, które w większości nie występują w żadnym innym regionie. Susza powoduje zanikanie już ponad 80% gatunków, a 24% jest już wymieniona jako gatunki zagrożone wyginięciem. Aktualnie zalecany jest ogólnostanowy monitoring ryb, aby kontrolować ich liczebność i znać skalę problemu.
Problem braku wody jest ogromny, ale zastanówmy się, czy dotyczy on tylko Kalifornii?